…ale by dobrze bawić się. Bo akurat w tę niedzielę bawiłyśmy się z Sylwią doskonale, robiąc króliczki. Że efekt stał pod znakiem zapytania – wcale nam nie przeszkadzało. Ale zacznijmy od początku.
Czymś bardzo charakterystycznym dla Węgier są pogacze (pogácsa). Małe słone ciasteczka podawane jako przegryzka do wina czy palinki. W zasadzie obowiązkowo domowego wyrobu. Dlatego też tyle rodzai pogaczy, co gospodyń. Pogacze mogą być drożdżowe albo z kruchego ciasta czy francuskiego. Serowe, ziemniaczane, z pestkami dyni – fantazja nie zna granic. Można powiedzieć, że zanim świat wymyślił chipsy, Węgrzy mieli swoje pogacze.
W samych początkach naszej przygody z Węgrami dostałyśmy z Sylwią bardzo fajny, bo prosty przepis na pogacze od zaprzyjaźnionego księdza Pawła, z którym chodziłyśmy na kurs węgierskiego. Udanie robiłyśmy je w Warszawie. Jakiż był mój zachwyt, gdy parę dni temu natknęłam się w internecie na ten sam węgierski przepis, ale podany w o wiele ciekawszej oprawie. Dobrze nam znane pogacze w kształcie wielkanocnych zajączków.
Sylwii nie musiałam długo namawiać. Robimy! Przepis oczywiście podaje, bo jest banalnie prosty:
25 dkg mąki
25 dkg twarogu
25 dkg masła
1 łyżeczka soli
Składniki wymieszać. Ser biały wszystko jedno czy w grudkach, czy zmielony. Ja lubię półtłusty i raczej w grudkach, on się i tak w cieście rozpływa, ale tworząc mniej jednolitą fakturę. Masło zastępuję margaryną, ale lepiej jej nie wyciągać wcześniej z lodówki, tylko pokroić w kostkę. Ciasto należy szybko wyrabiać, bo jak tłuszcz się zbyt rozgrzeje, to cała masa zacznie nam płynąć w rękach. Sól można dodać albo nie, nie ma to wpływu na proces pieczenia, a jedynie na smak. W przepisie nie ma błędu: nie dodaje się jajek, drożdży ani proszku do pieczenia.

Dopiero przy zagniataniu ciasta zdałam sobie sprawę, że pracują te mięśnie rąk, których zazwyczaj nie używam.
Zagniatamy wszystko razem. Ciasto rozwałkować (na ok. 1 cm grubości), złożyć, znów rozwałkować. Powtórzyć proces trzy razy. Podsypywać mąką, ale bardzo oszczędnie, żeby nie zdominowała ona serowego smaku. Wszystko na tempo, bo przez obecność tłuszczu ciasto zaczyna się lepić do wałka, do stolnicy. Mnie wałkowanie trochę dziwiło (w sensie: po co?), ale rzeczywiście ciasto staje się bardziej aksamitne, pulchne.

Moją stolnicą jest kuchenny blat, a wałkiem butelka po winie. Ale przecież w każdej kuchni serce się liczy!
I teraz są dwie drogi. Z rozwałkowanego ciasta (na ten rzeczony 1 cm) można kieliszkiem do wódki wykrawać krążki. Chodzi o to, by po upieczeniu mieć ciasteczka na jeden kęs, a to ciasto wbrew pozorom urośnie, zwiększając swoją objętość mniej więcej o połowę. Na blachę kładziemy papier do pieczenia (z podanej ilości wychodzi ok. 60 pogaczy, po 30 na dwie blachy, w rzędach 5×6 – nie mogą być bliżej siebie, bo one naprawdę rosną), układamy pogacze, smarujemy żółtkiem rozrobionym z 1 łyżeczką śmietany, żeby się ładnie zbrązowiły. Można posypać kminkiem, makiem, tartym żółtym serem albo gruboziarnistą solą – jeśli nie posoliliśmy ciasta.
Jeśli jednak chcemy uzyskać króliczki jak z obrazka, należy po rozwałkowaniu ciasto znów uformować w kulę i odrywając od niej po kawałku lepić nieco spłaszczone kulki wyglądem przypominające przepiórcze jajka. Potem dużymi kuchennymi nożyczkami pod sporym kątem nachylenia należy króliczkom wycinać uszy. Oczy lepiej robić zapałką niż wykałaczką (trzonkiem zapałki, nie główką z siarką!). Ogonki to moja prywatna inicjatywa – nacinałam dupkę nożykiem, a potem paluszkami formowałam kitkę. Jak wspominałam, trzeba się z tym trochę spieszyć, żeby zajączek nie rozpłynął nam się w rękach, ale generalnie ciasto jest wdzięczne to tego typu prac. Bardzo przypomina plastelinę i jeśli ma się samemu zdolności manualne albo zdolne manualnie dzieci – zabawa gwarantowana.

Zaczyna się praca taśmowa – im mniejsze „jajeczka”, z których się potem wyklują zajączki, tym tak naprawdę lepiej.
Pogacze wkładamy do rozgrzanego do 200 st. C piekarnika na 30 minut. Lepiej nastawić na grzanie góra-dół niż na termoobieg, żeby nam zające zbytnio nie wyschły. Dla amatorów tradycyjnych kieliszkowych kształtów wskazania są te same. Po 15 minutach powinny zacząć pachnieć i wtedy warto kontrolować stan przybrązowienia. Ciasto szybko nie jest surowe, tylko pogacze lepiej wyglądają i smakują, jak są ładnie przypieczone. Z mojego doświadczenia wynika, że górna blacha jest szybciej do wyjęcia, a dolną należy przełożyć w jej miejsce i jeszcze 10 minut dopiec.
A króliczki? Szczerze mówiąc, to myślałam, że będzie gorzej. Choć Sylwia się strasznie śmiała, że seks w solarium jest bardzo męczący…