Monthly Archives: Lipiec 2011

Żuk węgierski

Żuk rozmiarów balatońskich nie należy do małych stworzeń. Przywędrował na balkon. Ale tylko na jedną noc. Rano już go nie było. Zuzia (lat 4) orzekła, że Pan Żuk pojechał na wczasy. Chyba miała rację.

Pan Żuk dumnie rozłożył wąsy i czeka, żeby sobie zapalić...


Noc poetów

Naszło mnie na poezję. Dwa genialne, moje ukochane wiersze. Z ukłonami dla P.

Adam Zagajewski – Lusterko samochodu

W lusterku samochodu zobaczyłem
nagle bryłę katedry w Beauvais;
rzeczy wielkie mieszkają w małych
przez chwilę.

Tadeusz Nowak – Krajobraz z wilgą i ludzie

W tej okolicy jest zbyt uroczyście
Jaskółki kreślą nad wodami freski
W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski
I usta mówią to, co widzą oczy
Światło szeleści, zmawiają się liście
Na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy.

Gdzie jest ta miłość chodząca bezkarnie?
W ubiorze błazna, ptaka i anioła
Ona spod ziemi niebieskie latarnie
Tańczącą stopą pod sad nasz przywoła
Ludzie wieczorem siedząc pod jabłonią
Będą się modlić i zabijać o nią.

Im się sprzedaje święcone obrazki
I wodą w górze ucisza się w nich
Grają organy i z twarzy im maski
Zrywa idący poprzez popiół mnich
A wtedy widać, że święci i oni
Smucą się w cieniu tej samej jabłoni.

A do tych ludzi starczy zejść z pagórka
Zaklaskać w dłonie i wyciągnąć z mroku
Skrzypce gdzie śpiewka stroszy siwe piórka
A staną w tańcu, choćby na obłoku
Przyszło im krzesać oberka
I z piekła wezmą tancerkę, jeśli ich urzekła.

I tak tu będzie jak bywa po burzy
Kiedy wystarczy trącić ręką gałąź
Aby czuć jeszcze fosfor błyskawicy
Tego obrazu flet już nie powtórzy
Przed nami stoi miska soczewicy
I w ciemność psalmu pochyla się ciało.

Bo się ci ludzie urodzili w tańcu
I tylko czasem poprzez skrzydła brzenic
Idą się modlić do gwiazd na różańcu
Albo oparci plecami o sad
Szukają w sobie kocią trwogą źrenic
Ziemi, przez którą biegnie mirry ślad.

Wtedy się nagle mój kraj komuś przyśni
Z chłopcem pod lasem i z koniem u studni
Spłoszona gałąź ucieknie od liści
Ptak zawoła przez sen leśne echo
Wieczorna zorza odchodząc zadudni
I nocne gniazdo uwije pod strzechą.

Pogasły lampy, tylko noc majowa
Uczy się pieśni miłosnych na flecie
Urywa, słucha i znowu od nowa
Flet nawołuje z drzemiących osiczyn
Rzekę, o której tylko tyle wiecie
Że jest z zieleni i mówi o niczym.

Witajcie w mojej bajce. Kot zagra na fujarce. Jak mi się powyższe kiedyś uda przetłumaczyć na węgierski, to będę naprawdę mistrz. Oczywiście dam znać.


Pali się moja panno!

Strażacy chyba wszędzie na świecie budzą pozytywne skojarzenia. Mundurowi, co to panny sznurem, ale działają wyłącznie szlachetnie, ratując ludzi i zwierzęta. Mają wielkie czerwone wozy, co też raczej przyjemnie pobudza wyobraźnię. Cóż się dziwić chłopcom, że niemal każdy za młodu chciałby być strażakiem. Cóż się dziwić chłopcom i dziewczynkom bez względu na wiek, że piknik straży pożarnej przyciąga ich tłumnie.

Za strażakiem panny okrakiem.

W Siófok w ten weekend odbywa się I Międzynarodowy Festiwal Artystyczny. Jego dodatkową atrakcją był właśnie wczoraj piknik straży pożarnej. Najnowocześniejsze wozy wszelkiego typu. Ale też zabytkowe. Csepel (czyt. czepel) to wedle mojej wiedzy niezwykła konstrukcja węgierska, którą niestety zarzucono na rzecz produktów radzieckich. Prezentowany wóz strażacki tej marki był z 1959 r. i oczywiście budził niekłamany zachwyt.

Śliczny, przecudny - ale ja uwielbiam stare samochody, więc to żadna opinia.

Poza tym pokaźna kolejka stała do przejażdżki na strażackim wysięgniku. Można było pofrunąć pod niebo i obejrzeć panoramę Balatonu. Za darmo!

I fru! W stronę słońca! Okazja niepowtarzalna!

Dzieci mogły pobawić się w gaszenie pożaru. To mi się strasznie podobało! Był domek, w którym „paliły się” okna, a jak odpowiednio długo i dobrze się w nie celowało, zamieniały się w „ugaszone”. Maluchy mogły zaś pojeździć „wozami strażackimi”. Oczywiście i te wszystkie atrakcje były za darmo.

Pali się!

Jedno piętro już udało się uratować...

...a i cały pożar został ugaszony.

Wozem strażackim jedziemy do następnego pożaru.

No i festiwal – malowanie buzi, występy artystów, jedzenie, picie, balony… Nie będę pisać, na zdjęciach widać lepiej.

Strażak w makijażu gasi płomienie samym spojrzeniem.

Siófocki chór męski pieśnią bojową zagrzewa strażaków do studzenia płomieni.

Zespół turecki w ognistych barwach.

Były też pokazy, jak gasić wrak samochodu.

Zapiekanki w wydaniu węgierskim.

Kiełbaski i kaszanki - w sumie nam znane, tyle że kiełbaski paprykowe (ale nie ostre).

Na deser węgierskie kołacze - proces produkcji nieco przypomina polski sękacz, ale ciasto ciut inne.

Oczywiście balon rządzi - bez niego nie ma zabawy!

Choć są i tacy, którzy się bawią bez balonów.


Kto pracuje, ten pije

Pozostając jeszcze przy tematyce gastronomicznej, skończyła mi się palinka. Ujrzenie pustego dna butelki jest zawsze przeżyciem traumatycznym i nie gra roli, jak wiele tego typu doświadczeń ma się za sobą. Niezwłocznie zatem udałam się po pomoc do Árpiego.

Układ mamy taki, że ja palinki nie kupuję, tylko na nią zapracowuję. Aktualnie Árpi robi palinkę melonową. Zasiedliśmy zatem do obróbki melonów. Robota może niezbyt ciężka, ale ilość owoców była dla mnie dość powalająca…

Oto nasze stanowisko pracy. Dla każdego krzesełko i łyżka w rękę!

A to robota do wykonania. Mało tego nie jest...

Melona trzeba przekroić na pół, łyżką wydrążyć z niego pestki, następnie wyłyżeczkować cały miąższ do osobnego pojemnika – z tego będzie palinka. Na koniec wyrzucamy skórkę.

W białym pojemniku efekt naszej pracy, który ostatecznie zamieni się w palinkę.

Odpadki wywozi słynny trabant-wywrotka.

Robota o tyle fajna, że siedzi się, gada się, sok ścieka po palcach, a wokół unosi się obłędny aromat melonów, które oczywiście można do woli podjadać. Słoneczko grzeje, Árpi więc się śmieje, że ogłosi, że jest u niego darmowa plaża, tylko trochę pomóc trzeba… A mówiąc zupełnie najpoważniej, myślę, że węgierska palinka jest dlatego taka dobra, że w każdej butelce jest trochę serca i pracy ludzkich rąk. W dwie godziny zarobiłam na 1,5 l palinki z róży.

Po palince melonowej będzie palinka wiśniowa.


O żywieniu człowieka

Żeby nie było, że tylko ptaki mają tu używanie. Człowiek też może poużywać i to za wszystkie czasy. Pamiętacie moje wywody o świniobiciu? To teraz szynki dojrzały, kiełbasy się podsuszyły i nie pozostaje nic innego, jak popuszczać pasa. Węgierska domowa szynka (surowa, wędzona) bardzo przypomina szynkę parmeńską, jest jednak moim zdaniem pełniejsza w smaku, bardziej maślana, rozpływa się w ustach. Po prostu niebo w gębie! Kiełbasy są oczywiście obficie doprawione papryką, ale niekoniecznie muszą być ostre. Można je trzymać w folii, wtedy będą miękkie, albo zostawić do wysuszenia.

Domowe wędliny, prawdziwa węgierska papryka i pyszny chleb - czegóż chcieć więcej?

Nie od dziś wiadomo, że szynka lubi pływać, słowo więc o napojach. Gdyby zabrakło już dokumentnie powodów, dla których warto kochać Węgrów, pozostanie jeden – woda sodowa. Ktoś jeszcze pamięta syfony? Zdobywanie nabojów? Węgrzy poszli z czasem, z postępem, z możliwościami i mają syfony „jednorazowe”. Raz trzeba zapłacić kaucję za skrzynkę i syfony, a potem się puste przywozi na wymianę i płaci już tylko za wodę.

Syfon jednorazowy - cud techniki węgierskiej! W tle cud monopolowy - flaszka różowego wina przyzwoitej jakości za 4,60 zł (299 Ft).

Woda sodowa ma na Węgrzech kluczowe zastosowanie – dolewa się jej do wina, robiąc szprycery. Po węgiersku wino z wodą nazywa się fröccs (czyt. frecz). Ale to nie może być jaka bądź woda – musi mieć bąbelki, a nie może mieć posmaku, tak jak mają wody gazowane. Słowem: tylko sodówka. Najpopularniejsze szprycery robi się z wina białego lub różowego, rzadziej z czerwonego (nie wszystkie gatunki czerwonego wina się do tego nadają). Generalnie wino musi być lekkie, dobrze jeśli ma owocową nutę.  Wszystko jedno, czy jest wytrawne , czy słodkie – to raczej kwestia gustu.

Sens w tym taki, że ma nam wyjść apetyczna oranżadka z niewielką domieszką alkoholu. Zbrodnia tak chrzcić zacne trunki? Wiem, każdy Polak się oburzy. Ale uwierzcie, że choć nie zwykłam za kołnierz wylewać, latem w 40 st. C z chęcią dolewam sodowej do kieliszka, by w niejakiej przytomności do Was pisać.